środa, 16 maja 2012

Kolejny nieistotny update

Podejrzewam, że nikt tu aktualnie nie zagląda, zwłaszcza, że już od prawie 2 tygodni nic się nie dzieje. Otóż przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, iż przygniotła nas szara rzeczywistość. Mówiąc wprost powrót do rzeczywistości był faktycznie szary, i pozostawił mało czasu wolnego na brykanie na blogu. Chcieliśmy przynajmniej jakieś fotki wrzucić, ale niestety, musieliśmy zrobić w firmie sesję foto i toniemy w zdjęciach do obrobienia. Mam jednak nadzieję, że jak załatwimy bardziej naglące sprawy, to uda nam się dokonać jakieś reaktywacji bloga.

Abyście nie upadali na duchu wrzucę foty zachęcające znad Gardy :) Choć nie można o nich za bardzo powiedzieć, że są obrobione - ale co mi tam, takie góry są fajne w każdej formie :)




poniedziałek, 7 maja 2012

Stats część 2

Joł!

Moja nawigacja faktycznie może nam podać parę szczegółów, okłamanych tylko o połowę wycieczki okołowiedeńskiej, kiedy to się rozładowała :)
Fakty są takie:
Całkowity czas jazdy (bez postojów): 41:43 godziny
Średnia prędkość: 63 km/h
Maksymalna prędkość: 130 km/h

Wczoraj kompletnie nie miałam czasu, ale dzisiaj może wrzucę fotki na kompa i prędzej czy później (ale raczej w tym tygodniu i może prędzej) pojawią się na blogu :)

niedziela, 6 maja 2012

Statystyki!

Myśleliśmy, że będzie nieco łatwiej prowadzić relację dzień po dniu, jednak problemy z dostępem do neta okazały się dość znaczące. Na następnej wyprawie postaramy się bardziej ;)

A teraz garść suchych liczb, jak na inżynierów przystało:
2 - motóry
9 - dni podróży
6 - odwiedzonych krajów
2973 - przejechanych kilometrów
256 - litrów spalonej benzyny (łącznie)
5.1 - l/100km - średnie spalanie trampka
3.77 - l/100 km - średnie spalanie cebuli
wielkie mnóstwo - owadów rozpaćkanych na szybach kasków ;)

Karolowa nawigacja zapisywała też swój zestaw statystyk, więc myślę, że za jakiś czas pojawi się tu coś więcej. A jak tylko zrzucimy fotki z aparatu, znajdzie się tu coś do oglądania.

Ostatni dzień

Dzisiaj wyjechaliśmy z Wiednia dość wcześnie - o 8:30 byliśmy już na trasie. Zależało nam na czasie, w końcu od jutra trzeba wracać do pracy, a wypadałoby trochę odpocząć po urlopie. Pogoda tym razem nie była najlepsza. Temperatura wahała się w okolicach 12 stopni, a niebo nad Austrią było zachmurzone. Wyposażeni w kombinezony przeciwdeszczowe przygotowane do szybkiego ubrania zaczęliśmy ostatnią część wyprawy.
Deszczu w Austrii na szczęście nie uświadczyliśmy, ale żeby nie było idealnie, nawigacja nieco zgłupiała i chciała prowadzić nas płatnymi drogami, czego chcieliśmy uniknąć. Szczęśliwie Karola w porę zorientówała się, że coś nie gra i poprawiliśmy ustawienia.
Do Bratysławy nie napotkaliśmy więcej problemów. Za to w samej Bratysławie my trochę zgłupieliśmy. GPS poprowadził nas na autostradę (które na Słowacji generalnie są płatne), ale przy okazji zauważyliśmy znak, który mógł oznaczać brak konieczności posiadania winiety na tej drodze. Krótka rozmowa i szybka decyzja - jedziemy do najbliższej stacji benzynowej, tam się dowiemy co i jak. Stacja miała być za 5 km, więc może nikt nam nic nie zrobi za jazdę na gapę. 5 km okazało się nieco większym dystansem - stację spotkaliśmy chyba dopiero po 30 km. A tam miła niespodzianka - na autostradzie Bratysława - Żylina nie trzeba mieć winiety. Nie lubimy za bardzo dróg szybkiego ruchu, bo są zwyczajnie nudne, kiedy jedzie się po nich 120 km/h, ale zdecydowaliśmy się tym razem z niej skorzystać. Dzięki temu podróż spod Wiednia do granicy czesko-polskiej zajęła nam 4:15h. Nawet nie przypuszczaliśmy, że pójdzie tak gładko.
W Polsce zaczęła doskwierać nam próżnia w żołądkach, więc udaliśmy się na rewelacyjną pizzę do znajomej knajpy w Ustroniu (nie po drodze? owszem, ale papu było tego warte!). Poprawiliśmy tiramisu i pozostało jeszcze nakarmić motocykle, bo trampek jechał już na oparach.
Reszta trasy minęła bez ciekawszych epizodów. W domu zameldowałem się chwilę po 16. Teraz zostało czyszczenie sprzętu.

piątek, 4 maja 2012

Przez włochy

Pewnie jesteście ciekawi gdzie w końcu dojechaliśmy? Otóż w miarę wcześnie byliśmy na skoczni w Villach więc postanowiliśmy jechać dalej, zwłaszcza, że był dobry dzień i dupy zanadto nie bolały. Pojechaliśmy więc do Udine. I powiem szczerze - dawno nie widziałam tak ochydnego miasta. Droga do niego była piękna, przez przełęcz, ale miasto mnie strasznie odrzucało. I w dodatku Włosi w ogóle nie przejmują się przepisami ruchu drogowego. Spieprzaliśmy stamtąd tak szybko jak się tylko dało! Potem zaczęło się chmurzyc i strasznie wiać i w ogóle było słabo ale dojechaliśmy nad morze do lignano i rozłożyliśmy namiot ;) nad mOrzem było na prawdę spoko, pojechaliśmy potem jeszcze do jednej malowniczej wioski - Caorle. Mogłabym tam wrócić! My natomiast zebraliśmy się dalej - w stronę Wenecji. Tam niestety obejrzeliśmy tylko śmierdzące rybą przedmieścia i jechaliśmy dalej. Tak dotarliśmy do arco i riva del garda. Są to definitywnie kolejne miejsca, do których chciałabym wrócić. A dokładniej opiszemy je pewnie z domu, bo pisanie na ipodzie jest maxymalnie upierdliwe ;) nad garda spędziliśmy kolejną noc i pol dnia i pojechaliśmy do Innsbrucka. Jechało się na początku całkiem nieźle, ale potem zrobiło się tak zimno, że szczękałam zębami w kasku. Jak dojeżdżaliśmy do miasta to zaczęło lać i generalnie była kupa. Znaleźliśmy kemping ale rozłożenie namiotu w deszczu - jak prawdziwi skauci! - nie było trywialne. Zwłaszcza, ze to pole ma ziemię, w która zdecydowanie nie da się nic wbić. Ale przetrwaliśmy mimo zimna i teraz powitało nas słońce. Zaraz pozbieramy nasz dobytek i ruszamy zobaczyć skocznię a potem gdzieś w stronę saltzburga ;)

wtorek, 1 maja 2012

Dzisiaj pojawila sie okazja, zeby troche przewietrzyc cylindry Znalezlismy kawalek drogi ekspresowej na ktorej dalo sie odwinac do szalenczych 130 km/h Na wiecej jakos sie nie zdobylismy majac na uwadze,dobro naszych sakw  i kufrow Przy okazji wspomne, ze spotkala mnie mila niespodzianka na stacji benzynowej. Okazuje sie ze Cebula pali okolo 3.75 na setke, wiec calkiem przyzwoicie.
Z ciekawszych wydarzen watro chyba jeszcze nspisac o naszej pierwszej polowej naprawie - odpadl mi kierunkowskaz i musielusmy pomoc mu wrocic na miejsce przy pomocy power tape'a. Wszystko poszlo gladko i wyglada prawie jak nowy :)

W drodze na południe

Wczoraj spędziliśmy uroczy dzień w pięknym Wiedniu. Po powrocie do Wampersdorfu nasi gospodarze zabrali nas na lokalne Przekąski. Było bardzo miło i sympatycznie. Po powrocie do domu musieliśmy się jeszcze spakować i poszliśmy spać. Dzisiaj natomiast wstaliśmy o 7:00 zjedliśmy śniadanie i już chwilę po 8 udało nam się wyjechać. Postanowiliśmy zmodyfikować troszkę trasę - najpierw uderzamy do Villach ( zostało nam jeszcze 50km) a potem na Udine, gdzie podobno jest bardzo uroklia droga wiodąca przez przełęcz. A teraz siedzimy w macku i dzięki tutejszemu netowi możemy Was uda żyć tą garstką informacji. Niestety jeśli nie znajdziemy kompa to nie będzie zdjęć ;( Ciekawe gdzie nam się uda dzisiaj dojechać ;)