czwartek, 14 listopada 2013

Podsumowanie 2013

Sezon 2013 upłynął na śmiganiu po okolicy (Gliwice, Sosnowiec, Imielin), jednym wypadzie za Częstochowę, jednym dłuższym do Sanoka i na zamknięcie sezonu wypad do Ojcowa - oddolna inicjatywa doodack’a - pierwszy odwiedzony Park Narodowy w ramach późniejszej odgórnej akcji Misi pt. “Odwiedźmy wszystkie polskie parki narodowe na moto!”.

Ten ostatni wypad zaliczyliśmy razem z motoentuzjastami z FP’owej sekcji motocyklowej, dla której logo doodack już zaprojektował, teraz czekamy kolejny rok na podjęcie tematu kamizelek odblaskowych z owym logo…

środa, 22 maja 2013

Nowy dev na moto

Prawie 2 miesiące po opublikowaniu “Coś dla oka” stałem się pełnoprawnym dev-na-moto - z Karolą przetranferowaliśmy do Gliwic całkiem dobrego - a jakże - Trampka! Żeby konwenansom stało się zadość - mój jest młodszy od Trampka Karoli o 2 lata… Dla mnie był to chrzest bojowy - nowe ciuchy (pełen komplet: zaczynając od podpinki, poprzez membrany, kurtkę i spodnie na kasku i kombinezonie przeciwdeszczowym z Lidl’a koncząc), nowe moto, nierozpieszczająca pogoda (12 stopni i deszcz) i ponad 200km na start do przejechania - dla Karoli w samochodzie za mną było to chyba najnudniejsze 230km w życiu (ale jakże oszczędne! 90km/h na autostradzie...).

Trampek zaparkował w garażu, który wynajmowałem z kumplami z firmy. Sam w sobie zadka nie urywał - brakowało w nim elektryczności i podczas większych ulew lało się po ścianie, a właściciel niezbyt kwapił się do naprawy dachu; sam wjazd do niego był tricky - trzeba było omijać szlaban… Ale był! I był blisko mieszkania, dlatego zasłużył na akapit w tym wpisie…

niedziela, 10 marca 2013

Coś dla oka

Żeby nie było, że rzucamy słowa na wiatr - nareszcie wrzucam obiecane fotki. Na początek coś z maja zeszłego roku:



poniedziałek, 25 lutego 2013

Serwisowe powroty!


Ahh to parę dni - jednak się troszkę rozciągnęło, także wracamy po dość długiej nieobecności :) Na szczęście zima już powoli mija i coraz częściej pojawiają się w naszych głowach myśli o motórach. Oczywiście, problemy należy rozwiązywać po kolei, więc zaczęliśmy od zimowego serwisu. Jak było? Opowiem Wam step by step!

Primo: lista zakupów - aby być przygotowanym
Stworzyliśmy z doodackiem googledoca na wzór zeszłorocznego z listą zakupów i szacowanym kosztem, oczywiście znalazło się tam o wiele za dużo rzeczy, ale cóż począć. Następnie część rzeczy - lusterka i kierunki do Cebulki - doodack zamówił w necie. Na resztę zaplanowaliśmy wypad na mały shopping do motoora :)

Secundo: wyprawa na zakupy
Silną, 4 osobową ekipą wybraliśmy się do Zabrza :) Czemu tak dużą? Ponieważ do naszej dev-na-moto ekipy dołączają nowi członkowie! Małe who-is-who:
Sławki - ma aspiracje, żeby zostać pełnoprawnym członkiem, spełnia też większość warunków, czyli jest dev i ma prawko kategorii A. Małym problemem może być jedynie fakt, że nie posiada póki co motóra :(
Karolina - jeszcze o tym nie wie, ale kocha jazdę na motocyklu! Co prawda nie spełnia wymagań formalnych, ale przyjmujemy ją do paczki poprzez powinowactwo:)
W motoorze spędziliśmy dłuższą chwilę, co zapewne wiązało się z tym, że stamtąd się po prostu nie da wyjść szybko. Zakupiliśmy do obu motórów oleje i filtry, ja ponadto kupiłam płyn do chłodnicy i kettenspraya. Zamówiliśmy po oponce i paru pomniejszych rzeczach i już prawie wszystko mieliśmy :) Temat główny - skąd mieliśmy w zeszłym roku obrączki? Na twarzach postronnych obserwatorów mały WTF - jakie obrączki? Wtajemniczeni zapewne wiedzą - chodzi o podkładki pod śruby spustowe. W zeszłym roku udało nam się je dostać za darmo w FeuVercie ale ja ku swojemu zdziwieniu znalazłam w domku Trampka (bo! nie wiem czy pisaliśmy ale Tramp z Cebulką mieszkają teraz wspólnie z jeszcze jedną Hondą w garażu w Gliwicach) paczkę z 2 obrączkami. W końcu ustaliliśmy, że lepiej dmuchać na zimne i ja pojadę do Castoramy, natomiast doodack pojedzie do FeuVerta. Pewnie w tym momencie pojawia się kolejny WTF - co ma Castorama do motocykli? Otóż wiele ma! Trampek po zeszłorocznych przygodach wymaga malowania gmoli i bagażnika wiec w Castoramie należało nabyć drogą kupna: spraye, folię malarską i rękawiczki jednorazowe. Zarówno doodack jak i ja odnieśliśmy sukcesy zakupowe i tak zaopatrzeni czekaliśmy z niecierpliwością na garażową niedzielę.

Tertio: garażowa niedziela - tylko niczego nie zapomnijmy!
W tym miejscu należałoby nadmienić, że częściowo rzeczy potrzebne do robót serwisowych zabieraliśmy z domów. W ten sposób ode mnie zostały zabrane styropiany i gąbki do siedzenia, obrączki, szmaty, resztka oleju, filtr powietrza, małe śrubokręty i jeszcze parę innych rzeczy, które mniej lub bardziej przypadkowo wpadły mi w ręce i wydawało się, że być może mogą się przydać  To parę rzeczy skutecznie mi zawaliło cały bagażnik :) Plan na niedzielę: ponieważ w Trampku trzeb a zdecydowanie więcej rzeczy zrobić my ze Sławkim pojedziemy pierwsi a Doodack dojedzie koło 16:00. Rzeczywistość oczywiście zweryfikowała ten znakomity plan. Najsampierw zaczęły mi się przypominać rzeczy, których nie mamy: latarka (ale może weźmy moją lampkę z biurka - będzie jak znalazł), miska na olej i trytki. Miska była kupiona w zeszłym roku, mogłam jej nie zabrać przez przypadek, ale wydawało mi się, że jej nie było. Przypomniałam sobie, że przecież ostatnie co robiliśmy z miską to wymiana oleju u doodacka w garażu - konsultacje telefoniczne i okazuje się, że lejek jest ale miski nie ma. Albo anihilowała albo doodackowy Tata ją zaalokował inaczej - bądź co bądź była w jego garażu. Także już na tym etapie okazało się, że musimy pojechać do Tesco (ale to na szczęście po drodze). Potem myśląc o tym co trzeba wziąć z mieszkania do garażu (akumulatory, dmuchawa, lampa, picie, lista zakupów, komp z instrukcjami i serwisówkami, klucze z garażu i z motóra) skonsumowaliśmy obiad i już w momencie, w którym doodack dał znać, że wyjeżdża z Kato my wyjechaliśmy z mieszkania. W tesco niestety trytek nie było, ale przynajmniej były ręczniki papierowe i miska (całe 3,99 w promocji a jaka idealna!). W tesco po kolei się orientowaliśmy czego zapomnieliśmy, były to rzeczy mniej ważne: "doodacku, weź lampkę z biurka ode mnie i picie z blatu z kuchni!" i bardziej ważne "doodacku... bo my też tych akumulatorów zapomnieliśmy..." :D Po przyjeździe do garażu, jak prawdziwi informatycy najpierw włączyliśmy kompa (acz tym razem nie żeby programować, a żeby mieć jakąś muzę). Potem dmuchawę bo 4 stopnie to nawet dla nas za mało :) Następnie rozłożyliśmy wszystkie mniejsze lub większe rzeczy, które przywieźliśmy w miejscach jak najmniej przeszkadzających but still "pod ręką". I już byliśmy gotowi do rozpoczęcia prac.

Być może jest to dobry moment, żeby przybliżyć naszym jakże licznym czytelnikom co się kryje pod tym enigmatycznym określeniem :)  

Jeśli chodzi o Cebulkę lista jest dość krótka:
- wymiana przednich kierunków - bo miękkie faje wkurzały doodacka :P
- wymiana lusterek
- wymiana oleju z filtrem

Natomiast Trampi w tym sezonie musi znieść dość sporo zabiegów:
- zdjęcie gmoli
- zdjęcie bagażnika
- polakierowanie powyższych
- zdjęcie plastików przednich
- zdjęcie baku
- wymiana płynu w chłodnicy
- wymiana filtra powietrza
- wymiana żarówek przednich wszystkich skoro już będzie goły
- wymiana oleju i filtra

Oczywiście nie wszystkie zamierzone czynności wykonaliśmy, ale o tym później. Póki co wróćmy do początku prac. Zaczęło się od wystawienia Trampka na środek garażu, żeby dostęp do niego był ułatwiony. Potem odkręciliśmy osłonę silnika, która uniemożliwiała dostęp do mocowania gmoli. Następnie przystąpiliśmy do odkręcania tychże. Oczywiście już na tym etapie wystąpił pierwszy problem. Pierwsza z 3 śrub poszła względnie bezproblemowo, natomiast druga wydawała się niemożliwa do odkręcenia ze względu na przeszkadzającą metalową rurkę, która trzyma nie wiadomo co :P W tak zwanym międzyczasie pojawił się doodack z kolejną gigantyczną porcją rzeczy i miejsca w garażu zrobiło się jeszcze mniej. Po przyjęciu kolejnego mechanika my wróciliśmy do gmolowych rozkmin, doodack natomiast zaczął mocować Cebulce kierunki i lusterka - co było raczej bezproblemowe i nudne, więc jak chce to niech sam sobie o tym pisze :P Ja wrócę do rozkmin trampkowych. Stwierdziliśmy, że może odkręcimy te trzecie śruby - co umożliwi nam obrócenie gmoli i może ściągnięcie plastików i może wtedy będziemy lepiej widzieć co blokuje drugą śrubę. Tak też zrobiliśmy - i faktycznie gmole udało się nieco obrócić. Przystąpiliśmy zatem do odkręcania niezliczonych śrub trzymających plastiki oraz do przecinania trytek, które trzymały je w tych miejscach, w których śrubek już nie było. Po drodze ładnych parę razy stwierdzaliśmy "nie, tej już nie trzeba" po czym musieliśmy weryfikować tę tezę. Udało nam się też w międzyczasie ściągnąć jakąś trzyczęściową osłonę spod plastików :P I parokrotnie wyrazić nadzieję, że może uda nam się to wszystko poskładać z powrotem do kupy :) I żeby po poskładaniu dalej wyszedł z tego motór! Finally! Został nam jeden zatrzask trzymający plastki w kupie z motocyklem. I byliśmy całkowicie niezdolni do wyjęcia ich. Po dłuższej chwili prób i błędów spróbowałam szczęścia i stwierdziłam, że kto pyta nie błądzi :P Niestety Remote Help też nie za dużo pomógł :P W końcu stwierdziliśmy, że chyba trzeba te plastiki bardziej odchylić, a w tym celu trzeba zdjąć gmole :) Doodack w tym czasie był już po zabawach z grzaniem motocykla (czyli sprawdzaniem czy dalej ładnie brzmi na wysokich obrotach :)) i wziął się za spuszczanie oleju. Trampka obejrzał i niestety przyznał się do bycia koniem. Raz kozie śmierć. Odkręcamy tajemniczą czarną rurkę. Oczywiście w tym entuzjazmie najpierw odkręciłam nie to co trzeba czyli klakson. Szybko jednak zauważyłam swój błąd i odkręciłam już właściwą śrubę. Okazało się, że nie było się czego bać - nic nie odpadło! Co więcej rurę się dało obrócić i gmole odkręcić i zdjąć. W tym momencie zdjęcie plastików już nie było problemem i zaliczyliśmy mały sukcesik :) Doodack tymczasem odkrył, że lejek który posiadamy jest za duży i lanie nim oleju jest co najmniej niewygodne. Oczywiście najpierw włączył mu się mały majsterkowicz i robił lejek do lejka. Niestety musieliśmy komisyjnie uznać, że nie jest to najlepszy pomysł i doodack został wysłany w 
dziurawym dresie (strasznie się wzbraniał - bo czy to wypada??) na stację benzynową do tesco. My stwierdziliśmy, że przecież nie będziemy ściągać baku skoro żarówki i świece są dopiero zamówione i będzie trzeba to robić jeszcze raz za tydzień. Zamiast tego wzięliśmy się za odkręcanie bagażnika. Napotkaliśmy na drobny problem przy odkręcaniu kierunków, więc stwierdziliśmy, że ten problem zostawimy też na następny raz, bo noc niby jeszcze młoda ale olej niewymieniony, a w brzuszkach burczy.
Doodack oczywiście zdążył w międzyczasie wlać olej nowym lejkiem, rozgrzać motór, sprawdzić poziom i ustawić cebulkę jak najbliżej ściany. Ja włożyłam moje aku do trampka wystawiłam mu zadek z garażu i też chciałam przystąpić do rozgrzewania. Niestety to był ten moment, w którym okazało się, że mój akumulator umarł. Po szybkiej naradzie przełożyliśmy aku z Cebulki i Trampi zamruczał do nas radośnie. Jak już był rozgrzany ja przystąpiłam do wymieniania oleju, a doodack sporządzał fotorelację z zabaw garażowych (boję się wyrażać nadzieję, że tu trafi, ale może, może... :P). Wymiana oleju była niestety w dużej mierze pozbawiona emocji więc nie będę się już nad nią rozpisywać. Po skończonych zabiegach pacjent został przykryty, a garaż względnie ogarnięty - nie licząc wszystkich części zdjętych z Trampa, leżących na wszystkich dostępnych powierzchniach płaskich. Natomiast zmęczeni mechanicy udali się konsumować zasłużone tosty!