czwartek, 17 sierpnia 2017

Wiedeń i okolice

Plany na tegoroczny długi weekend sierpniowy oscylowały między Norwegią (samolotem), Austrią (moto!) a Poznaniem (???). Decyzję odkładaliśmy na ostatnią chwilę - wszystko zależało od tego, czy będziemy mogli zatrzymać się u znajomych pod Wiedniem. Okazało się, że możemy, zatem...


Gliwice-Wisła-Gliwice

Mając do dyspozycji całe 4 dni wolnego, nie spinaliśmy się, żeby do Austrii wyjechać koniecznie w piątek po pracy. Za to w ramach rozgrzewki udaliśmy się do Wisły na kolację i kawę :), zahaczając jeszcze po drodze do moto-sklepu w poszukiwaniu nowych spodni i butów dla Karoli (psst! sukces). Niestety ubiór i tak nie był kompletny, bo od nart słuch zaginął po żółwiu...
Rzeczone wcześniej słowo rozgrzewka w sumie dobrze opisuje to, co się działo po drodze - ponad 30 stopni dawało się we znaki. Podróż tam i z powrotem minęła bez większych przygód - ot kolejny raz pokonana ta sama trasa.


Gliwice-Wiedeń

W sobotę z samego rana (ok. 10-11), przeczekawszy deszcz wyruszyliśmy w drogę. Pogoda idealna na moto - mniej więcej 23 stopnie, przejaśnienia. Nie spieszyło nam się, dlatego postoje wyznaczyliśmy sobie co ~120km.
W okolicach Jastrzębia natrafiliśmy na małą mżawkę - aczkolwiek okazała się ona jedynym rodzajem opadu, jaki miał nas spotkać przez cały długi weekend. Odcinek do Czech był jedynym, który pokonywaliśmy autostradą - postanowiliśmy zwiedzić nieco bocznych dróg czeskich i austriackich - Trampkiem na autostradzie nie ma tyle frajdy, poza tym... skąd na autostradzie wziąć kręte wąskie drogi?
Poprosiliśmy TomTomka, by omijał płatne drogi (a biedaczysko nie wie, że jedziemy motocyklem, a te w Czechach mają darmowe autostrady) - w związku z tym już w Czechach pożegnaliśmy szerokie asfalty i zmieniliśmy je na boczne drogi. Tuż przy granicy ze Słowacją zatrzymaliśmy się na tankowanie i krótką przerwę.

Retro motórzysta.

Kiedy staliśmy i kontemplowaliśmy uroki zachmurzonego nieba, drogą zaczęły przejeżdżać stare (naprawdę stare!) samochody i motocykle - jeden z nich zatrzymał się na stacji - udało mi się uwiecznić również retro strój motocyklisty.

Ostatni postój, ~100km od celu.

Wiedeń

Głównym punktem programu była wycieczka do Wiednia. Z Andreasem skonsultowaliśmy szczegółowy plan zwiedzania, opracowany przez tatę Karoli i wyznaczyliśmy plan właściwy.

Kiedy człowieki coś rysują na mapie, a Ty knujesz plan przejęcia miasta...
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od letniej rezydencji cesarzy, obeszliśmy ogrody, nie wchodziliśmy na salony - nasz strój nie był godzien... poza tym robiło się coraz cieplej, a przed nami jeszcze kilka punktów obowiązkowych!

W towarzystwie lokalesa.

Kolejnym punktem wycieczki było ścisłe centrum i katedra św. Stefana.
Motocykle zostawiliśmy w okolicach opery i udaliśmy się w kierunku katedry.
W kościele są dostępne 2 wieże dla turystów - jedna z 343 schodami prowadzącymi na szczyt, druga z windą. Wybraliśmy windę. Nie żałowaliśmy - widoki po pokonaniu 343 schodów są zapewne podobne, a nie trzeba się męczyć w motospodniach i kurtce.

Widok za 5.5 EUR
Następnie udaliśmy się na spacer po mieście - zaliczając (z zewnątrz) budynki muzeum historii naturalnej, ratusza, parlamentu, teatru miejskiego. Każdy z nich niesamowity i utrzymany w bardzo dobrym stanie - na zwiedzanie niestety nie mieliśmy czasu (ani komfortowych warunków - moto ciuchy). Podczas spaceru na własne oczy zobaczyliśmy nową (2 letnią) sygnalizację świetlną dla pieszych, którą Wiedeń wprowadził przy okazji finału Eurowizji, którą zapewnił/a miastu Konczita Wurszt. Zamiast standardowego pieszyka, na sygnalizatorze wyświetla się para trzymająca się za ręce - we wszystkich konfiguracjach, bo w końcu Wiedeń jest przyjaznym miastem dla środowiska LGBT. Co ciekawe, po wprowadzeniu tej sygnalizacji wpływy z turystyki ludzi z LGBT wzrosły o 30%. Kolejny kawałek wiedzy bezużytecznej.

Okoliczne winkle

Nasz pierwotny plan zakładał, że wrócimy do Gliwic w poniedziałek i zostanie nam 15 na słodkie lenistwo. Za namową Evi i Andreasa zostaliśmy jeszcze 1 dzień i poświęciliśmy go, by nieco pozwiedzać okoliczne winkle:

Ślad z poniedziałku.


Andreas polecił nam ~250km trasę pełną agrafek, szybszych i wolniejszych zakrętów. Lodzio miodzio! Na trasie mijaliśmy wiele motórów - widocznie nie tylko my wykorzystaliśmy dobrą pogodę na przejażdżkę. Po drodze uwagę Karoli przykuł drogowskaz na muzeum samochodów. Postanowiliśmy wstąpić, spodziewając się kilku eksponatów, może jakichś makiet. Okazało się, że znaleźliśmy ogromną halę pełną klasyków (od pierwszych wozów strażackich, przez auta z lat 30., do Trabantów).

Ja i BMW
Na obiad zatrzymaliśmy się w mieścinie o wdzięcznej nazwie Kirchschlag in der Buckligen Welt i zjedliśmy go w knajpie z widokiem na ruiny zamku obronnego.

Ruiny zamku


Wiedeń-Gliwice

We wtorek musieliśmy już naprawdę wracać - z okolic Wiednia wyjechaliśmy około południa i w pełnym słońcu ruszyliśmy na północ, oczekując niższych temperatur. Tym razem ominęliśmy tylko austriacką autostradę, przy pierwszej nadarzającej się okazji zmieniliśmy typ drogi na szybszą w Czechach - na autostradzie było ciut chłodniej. I bezpiecznie dotarliśmy do Gliwic.

Przez te 4 dni, wg. TomTomka zrobiliśmy ponad 1100km (a tak naprawdę ponad 2200, bo 2 Trampki!) i wysiedzieliśmy kilka dobrych du*o-godzin w siodłach. Warto było!