wtorek, 10 kwietnia 2012

Wymiana hamulca - true story

Ponieważ w wyniku drobnej przygody mój trampek stracił pedał hamulca (a w zasadzie jego większą część), nabyłam drogą kupna nowy pedał i stanęłam przed sporym wyzwaniem wymiany owego hamulca. I ponieważ była to jedna z bardziej zabawnych przygód ostatniego czasu, postanowiłam opisać ją jakże licznym hordom czytelników naszego bloga :)
Mam nadzieje, że się nie zanudzicie i dotrwacie do końca :)

Rozpoczęcie, czyli podejście pierwsze i drugie. 
Piękne sobotnie przedpołudnie, przedświąteczna atmosfera, nic tylko walczyć z hamulcami. Oczywiście najpierw przygotowanie teoretyczne! Czyli komp i serwisówka. Przeczytane, bułka z masłem. Znaleźć dwie sprężynki - od światła stop i wracającą pedał do pierwotnej pozycji, odhaczyć, odkręcić śrubkę, cośtam dalej - zobaczy się po śrubce. Ruszam do walki! Trampek - jest, resztki hamulca - są, śrubka z kroku 2 jest. Sprężynek ani widu ani słychu... Okej, jako, że staram się choć czasami podchodzić do spraw w sposób mniej lub bardziej zorganizowany, wracam do kompa. Serwisówka - podejście drugie, google, spis części. Sprężynki powinny być! Wracam do trampko-domku. Kolejne oględziny i jest mały sukces, sprężynka. Empirycznie sprawdziłam i okazało się, że to ta od światła stop. Jest w miarę przyjazna, odczepiam. Pokrzepiona tym niezwykłym sukcesem, szukam drugiej sprężynki. Szukam patrząc od strony koła, od boku, od dołu i góry, ni chu chu. I w tym momencie kończy się bezwarunkowe słuchanie instrukcji :) A może by tak zaryzykować i spróbować odkręcić wspomnianą wcześniej śrubkę bez odhaczania sprężynki nr 2? No risk no fun! Klucz 12 i odkręcam. W zasadzie próbuję odkręcić bo ani drgnie ;/ Z poczuciem odniesionej porażki postanowiłam jechać topić smutki na basen. 

Podejście trzecie, czyli sprężynko gdzie jesteś? 
Niech się w świąteczną niedzielę też coś dostanie motórowi! Postanowiłam nie poddawać się bez walki i podjąć kolejną próbę znalezienia sprężynki. Lampka w dłoń i jeszcze raz zaglądam we wszystkie zakamarki. Byłoby prawdopodobnie prościej jakbym mogła zdjęć tę srebrną osłonę (set?) bo przynajmniej bym cokolwiek widziała. Jednak po oględzinach przekonuję się, że nie jest to proste i wymaga ściągnięcia najpierw pedału hamulca. Dead lock wyczuwam, milordzie! Czyli walczymy w takich warunkach jakie narzucają okoliczności. W pewnym momencie widzę coś sprężynko - podobnego. Czyżby sukces? Owszem, to jest niewątpliwie sprężynka, w dodatku ta, której szukałam. Teraz nic tylko ją odhaczyć! Jednak oczywiście nie żyjemy w idealnym świecie, sprężynka jest dość gruba, w dodatku mocno naciągnięta i schowana całkowicie niedostępnie przy ściance seta. Po wielu próbach udało mi się sięgnąć do niej śrubokrętem ale i tak odhaczenie jest kompletną abstrakcją, a o zahaczeniu wolę nawet nie myśleć. Czyli jedyna satysfakcja jaką mam, to fakt znalezienia sprężynki. Wracam do koncepcji odkręcenia śrubki. Nie ma to jak wielkanocne śniadanie, dające energię na cały aktywny dzień - spięłam muskuły i śrubka puściła - teraz będzie z górki! Ale niestety dostęp do niej jest ograniczony, a ona po paru obrotach idzie ciężko aż obracanie jej staje się prawie zupełnie niemożliwe. Kolejny raz muszę się przyznać do porażki. 

Podejście czwarte, czyli co dwie inżynierskie głowy to nie jedna! 
Postanowiliśmy z doodackiem, że zarówno trampek jak i cebulka zasługują na wymianę oleju. Ponieważ problem hamulca dalej był nie rozwiązany stwierdziliśmy, że zaczniemy od trampka i przy okazji zwalczymy hamulec. Doodack stwierdził, że to musi być proste, bo ma tylko 2 klucze w pięciokluczowej skali Haynesa, czyli po kluczu na głowę. Starałam się zanadto nie polemizować z tą łatwością :) Godzina 18:30, ruszamy do ataku! Zacznijmy od czegoś prostego na początek - sprawdźmy świece, bo jeszcze tego nie robiłam i jak będą słabe, to wymieńmy. Ponieważ doodack posiada zestaw kluczy, nie powinno być problemu. Świeczka pierwsza - ależ ją ktoś zakręcił... Ale okej, wyszła. Nie jest dramatyczna, nie jest też piękna, można by wymienić. Sprawdźmy czy świece które posiadam, są takimi jakie powinnam mieć. Biorę pudełko i oczywiście komplikacje, to nie taka świeca. To znaczy, trochę taka, ale zalecana przy temperaturach < 5st. Z ciekawości zerkam na drugą nową świeczkę. Ta o dziwo jest okej. No to jaki plan? Wyciągamy drugą łatwo dostępną świecę i porównujemy, po czym gorszą zamieniamy na nową. Nic prostszego, gdyby nie to, że doodackowy klucz do świec ma za grube brzegi i się nie mieści. Na szczęście zestaw narzędzi hondowskich ma w sobie odpowiedni klucz i wszystko idzie jak z płatka! Wkręcamy świece z powrotem (1/16 obrotu - ile to jest!!?). Pokrzepieni jawnym sukcesem zabieramy się za hamulec. Podłoga wyłożona "puzzlami" (zrobione z jakieś pianki/gąbki), więc można się rozsiąść i przeprowadzić wizję lokalną. Ja już znam to na pamięć, wizję przeprowadza doodack. Wnioski? Problem jest nietrywialny! Taktyka - spróbujmy ściągnąć tą sprężynkę. Ale jak ją założymy? Problemy rozwiązujmy po kolei, jak ściągniemy to będziemy się martwić. Pytanie za 100 punktów - jak mamy ściągnąć tą sprężynkę? Technicznie - trzeba pociągnąć w dół i odhaczyć. Praktycznie - od czego jesteśmy inżynierami? Trytki dobre na wszystko: po paru(nastu) próbach udaje się zahaczyć trytkę o sprężynkę. Da się ją nawet pociągnąć w dół. Jednak nie zbliża nas to w ogóle do odhaczenia. Po przeprowadzeniu prób i wprowadzeniu dodatkowych narzędzi stwierdzamy, że trzeba troszkę oczyścić pole operacyjne. Zaczynamy od odkręcenia pompy (chyba była to ona). Dwie śrubki i pompa wisi. Tylko co nam to dało oprócz wiszącej pompy? Niby minimalnie łatwiejszy dostęp do śrubki z pkt 2 serwisówki i małe przesunięcie sprężynki. Ponawiamy próbę odhaczenia - fail again. Może oczyścimy jeszcze troszkę pole? Odkręcamy dolną metalową osłonę - 3 śrubki. Dalej niewiele realnych zysków. Zmiana koncepcji. Pieprzyć sprężynkę, zwłaszcza, ze po kolejnych oględzinach okazuje się, że nie ma ona wpływu na śrubkę. Czyli idziemy w strategię numer 2 - odkręcamy ignorując istnienie sprężynki. Śrubka zaczęła się nieco kręcić aczkolwiek ze względu na ograniczony dostęp do niej była to robota syzyfowa. Trzeba było podjąć męska decyzję :) Doodack postanowił, że najlepszym rozwiązaniem wszystkich problemów jest trochę popukać. Zatem w ruch poszedł młotek i śrubokręt i postanowiliśmy spróbować wybić hamulec z otworu w którym się znajdował. Szybko okazało się, że należy jeszcze troszkę oczyścić pole operacyjne i ściągnąć osłonę z dołu również z drugiej strony. Pukanie faktycznie okazało się skuteczne i hamulec wysunął się na parę milimetrów, ale niestety progres się wkrótce skończył. Wobec tego wróciliśmy do odkręcania. Kręciliśmy i kręciliśmy aż w końcu śrubka wyszła! Hamulec niestety nie wyszedł. Czyli ponownie trzeba było pukać. Sukces! Mamy szczątki skubańca w ręce. Kolejny krok czyli wazelinka dobra na wszystko! Z braku jakiegokolwiek sensownego smaru zarówno bolec jak i dziurkę potraktowaliśmy wazeliną techniczną. Czyli teraz teoretycznie z górki - wkładamy hamulec, wkręcamy śrubkę, zahaczamy sprężynkę i zakręcamy wszystkie uprzednio zdjęte części. Nope... Trafienie bolcem w dziurkę wcale nie jest takie proste! Zwłaszcza jeśli owa dziurka składa się z dwóch części z czego jedna jest ruchoma i niekoniecznie chce się zsynchronizować z tą drugą. I tu wyszło na jaw czemu należało odczepić również sprężynkę hamulca. Po prostu ciągnie ona ruchomą część dziurki na hamulec w górę skuteczni uniemożliwiając jego włożenie. Natomiast przeciwstawienie się jej sile za pomocą palców jest niemożliwe. Pierwsza myśl - ściągamy sprężynkę! Teraz jest tam trochę więcej miejsca i być może byłoby to wykonalne. Postanowiliśmy jednak, w ramach antycypacji, przemyśleć konsekwencje tak odważnego kroku. Wnioskiem było, że nie ma najmniejszych szans na ponowne założenie sprężynki po włożeniu hamulca. Czyli wracamy do koncepcji próby dopasowania obydwu części hamulca z użyciem siły. Aha, zapomniałam o najważniejszym! Ten hamulec nie może być włożony byle jak. Trzeba pamiętać, że ma być ergonomicznie - ustawienie go pionowo w dół raczej odpada, a po włożeniu nie da się go już obrócić. Wracając do wątku wsadzania: znowu inżynierskie pomysły. Kolejna próba zastosowania trytki. Przewlekamy przez uchwyt drugiej części dziurki i ciągniemy w dół. Pierwszy problem - trzeba również ciągnąć trochę w bok. Drugi problem - trytka pękła. Okej, trzeba spróbować czegoś nowego. Może któryś z klasycznych sposobów: zastosujmy dźwignię! Nastąpiła pewna poprawa, aczkolwiek utrzymanie dźwigni w idealnie tym samym położeniu na czas pozwalający na wsunięcie hamulca graniczyło z niemożliwością. Zastosujmy większą dźwignię! Zastosowaliśmy. Przy mniej więcej dziesiątej próbie udało za pomocą dźwigni i palców udało się złożyć dwie dziurki w jedną. Co więcej, udało się również włożyć w nią hamulec! Sukces, wiwaty, radość i high-five!. Teraz tylko 20 minut zakręcania śrubki, która jest w maksymalnie niedogodnym położeniu i klucz ledwo do niej wchodzi. Czyżby był to wymarzony koniec? Niestety nie. Niby wszystko spoko ale światło stop nie działa. Szybka diagnoza - sprężynka jest mega luźna, pewnie dlatego, że hamulec jest w niższym położeniu niż był (ale bardziej mi pasującym od poprzedniego). Tu udało nam się wykpić stosunkowo łatwo, ponieważ doodack ustawiał już to u siebie i wiedział mniej więcej w czym rzecz, to po szybkim sprawdzeniu, w którą stronę się to podwyższa (bo oczywiście zgodnie z prawem murphy'ego zaczęliśmy od obniżania) udało się tak ustawić sprężynkę, iż można rzec, jest lepiej niż było! Podsumowując - problem, który miał być trywialny zapewnił nam 3,5 godziny wybornej zabawy :D

Bonus, czyli wymiana oleju...
Niezrażeni szybko płynącym czasem postanowiliśmy walczyć dalej i wymienić olej. Instrukcja z trampkowego forum otwarta. Krok pierwszy - rozgrzej silnik, żeby olej zleciał ciepły z całym syfem! Wyciągamy trampa, odpalamy. Przy okazji parę testowych ósemek po bruku, czy wszystko działa - o dziwo, ani koło nie odpadło, ani hamulec (co więcej, zdaje się działać!). Trampek rozgrzany, wprowadzony z powrotem do domku. I zaczynają się dyskusje: czy filtr, który mam kupiony, jest na pewno dobrym filtrem? Wygląda podobnie... Z czego zrobić klucz do filtra? Zerknięcie na instrukcję - postaw na stopce bocznej i odkręć śrubę spustową. My tu gadu - gadu, a pacjent nam stygnie! No to szybko nurkujemy pod trampa, ja z miską i (na wszelki wypadek) obciętą butelką, doodack z kluczem. I tu zaczynają się kolejne dyskusje - jak będziemy uciekać jak pacjent tyleż nagle, co niespodziewanie, (kolokwialnie mówiąc) rzygnie olejem? Nic, trudno, do odważnych świat należy. Doodack kręci, ja czujnie jak ważka czekam w pogotowiu z plastikowymi artefaktami. Oczywiście zgodnie z przewidywaniami olej poszedł niespodziewanie. Podłoga lekko zalana, butelka w misce, miska podsunięta pod miejsce lania. Olej szczęśliwie niezbyt gorący, więc bez ofiar w ludziach. Pytanie pierwsze - gdzie jest śrubka? Oczywiście w misce z olejem - czyli czeka nas połów. Okej, śrubka złowiona, na podłodze względny porządek. Z trampka przestaje cieknąć, wiec przelewamy olej do pustego pojemnika, żeby manewrować pustą miską i sprawdzamy co mówi forum. Postaw moto na centralce, żeby olej ściekł z wszystkich zakamarków. Stawiamy, faktycznie ścieka. Co dalej? W międzyczasie możesz wyczyścić śrubkę - odpowiedzialne zadanie przypada doodackowi. Ja natomiast zaczynam kombinować, co z filtrem. Przecież nie można go wyciągnąć bez klucza lub śrubokręta :P Ale nie byłabym sobą jakbym nie sprawdziła organoleptycznie. Więc kładziemy się znowu - tym razem doodack jako operator miski, ja jako ekipa techniczna. I tu niespodzianka - filtr się udało odkręcić ręką bez praktycznie żadnego problemu (z użyciem siły, nieznacznie bo nieznacznie, ale mniejszej od maksymalnej). Kolejna dziurka, którą ścieka olej. To co dalej? Nowa nakrętka i zakręcamy wyczyszczoną śrubę. Zalewamy filtr nieco olejem i zakręcamy również filtr. Teraz pozostało już tylko wlać olej, co nie zapewniało zbyt dużo emocji i z uwagi na posiadany lejek było procesem dość wolnym. Kolejny sukces! I to tym razem jedynie w jakieś 50 minut licząc sprzątanie rozlanego oleju :)


Gratuluję samozaparcia każdemu, kto przeczytał to do końca...

4 komentarze:

  1. pierwszy!

    Nielicha historia (w dodatku true, a nawet "return true" ;) ), ale jedna uwaga:

    KAROLA, Y U NO SPLIT THIS GIGANTIC PARAGRAPH INTO SOME PARTS ?! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Still learning :D
    A poza tym to jest spójny akapit!

    OdpowiedzUsuń